Najbardziej z klapków cieszą się dzieci. Jedne skaczą, inne chętnie pozują do zdjęć, przekrzykują się i chwalą kolorami. Dzieci są najbardziej ruchliwe i żywe – czasem to żywioł wręcz nie do opanowania. Są spontaniczne, rozgadane i krzyczą w niebogłosy. Gdy ustawiamy je w kolejkę, w mig łapią, o co chodzi – choć potem niektóre kombinują, jakby tu drugi raz dostać klapki. Normalka – kto był dzieckiem, ten wie! Mamy więc z tym urwanie głowy, bo jak rozróżnić te maluchy? Z drugiej strony często myślimy, że nawet jeśli kilka par zniknie w podwójnych rączkach, to malec już za chwilę da klapki rodzeństwu, koledze lub koleżance.
W rozdawaniu ciągle ktoś nam pomaga, bo sami w życiu byśmy tego nie ogarnęli. Najczęściej w busz jedzie z nami Kasi i Simon – znają język i teren. Czasem jedzie jeszcze ktoś i jeszcze ktoś. Tak samo jest z pomocą, gdy już gdzieś przyjedziemy: znajdzie się rezolutna mama, wielki starszy brat, czasem imam. Nigdy nie jesteśmy sami, a okazywana nam organizacyjna pomoc jest nie do przecenienia. Ktoś podaje worki, ktoś pomaga przy pakowaniu dżipów, ktoś inny pilotuje. Miejscowi dzwonią między sobą i gdy gdzieś podjeżdżamy, często spora grupka dzieci już na nas czeka i zaraz stoi w kolejce.
Zajeżdżamy w różne miejsca, a pierwsze rozdawania skupione są wokół Bwiam. Wstajemy rano, pakujemy samochody i w drogę. I tak dzień w dzień. W Gambii jest teraz pora deszczowa i często leje jak z cebra – musimy trafiać z rozdawaniem w słoneczne okienka. Rozdajemy i przy drodze, i na różnych placykach, wbijamy się w szutrowe dróżki i jedziemy kilka kilometrów w głąb – do jakieś małej wioski. Czasem pobłądzimy, trzeba nawracać, jechać po trawach, po kamieniach – kołysze wozem i trzęsie, nie ma lekko. Ale na tym polega urok tej pracy – nigdy nie wiesz, gdzie zajedziesz.
Bardzo często po klapki przychodzą mamy z dziećmi. Maluchy albo śpią, albo grzecznie za rączkę (no albo niegrzecznie…). Mamy to osobna historia, bo chcą brać po kilka par mówiąc, że reszta dzieci albo jest akurat w polu, albo w domu, albo gdzieś tam – trudno nam być pewnym tych historii, ale co zrobić? Myślimy, że i tak każda para w końcu końców trafi na dziecięce nóżki i wcześniej czy później klapki zdadzą egzamin. Czasem żal nam, że nie mamy jeszcze mniejszych i mniejszych rozmiarów, bo niektóre stópki są naprawdę jak o liliputów.
Padamy jak muchy. Po całym dniu rozdawania nie wiemy, jak się nazywamy. Rozdawanie, to jedno – a drugie, to emocje. Te wszystkie obrazy zostają w naszych głowach i nawet kiedy tylko dajesz klapki, to „tylko” nie jest zwykłym „tylko”. Wszystko wokół nas każe zastanawiać się nad sensem świata, nad sprawiedliwością i równością, nad wieloma innymi sprawami. Niby tylko rozdajemy, a tak naprawdę widzimy świat, który dotychczas był poza naszą wyobraźnią, poza nami. Tak, są dziś ludzie na świecie, całkiem dużo ludzi, którzy nawet nie mają butów…
Galeria zdjęć:
Zobacz również: