Klapcar znów klęka. Warsztat „Don’t worry” naprawia, ale źle. Fatalnie. Ręce opadają. Warsztatowy nie ogarnia i przepychamy samochód dwie kałuże dalej. Też pod chmurką, też z kozami i też za majątek. Szczęście jest takie, że to pod meczetem, czyli bliżej nieba. Czy Allach będzie łaskawy? Jest nadzieja – i tyle. Po stu kilometrach pyk, pyk, pyk i łapiemy pobocze. Nie był łaskawy. Sprzęgło tryska płynem jak woda pod prysznicem. Ostatnie siedem kilometrów jedziemy na jedynce – pod baobab. Jak rozdawać klapki bez Klapcara??? Z odsieczą przychodzi Tanislas i Eliura. Pożyczają swoje białe rakiety i rozdajemy dalej.
A Klapcar? Z nim na holu jedziemy do Serrekundy. Krótka linka. Warsztat „U chłopców”. Po drodze policjant wrzuca na pickupa dwudziestkę dzieci i tak toczymy się dziesięć kilometrów: one mokną, my na holu. W warsztacie chłopcy skaczą, uwijają się, wykręcają, rozkręcają. Co pewien czas przychodzi szef i dyryguje. Gdy nagle zaczyna lać, wszyscy chowają się pod samochód. Popada pół godziny i dalej robota – wszystko pali im się w rękach. Wymieniamy. Regenerujemy. Gonimy czas. I oczywiście myślimy, co dalej, bo jeszcze potem trzeba wrócić do PL, do domu. Po dwóch dniach Klapcar jest gotowy, ale cierpi – to czuć pod nogą. Czy wytrzyma? Czy dojedzie? Czy da radę? Dowiemy się o tym wkrótce…
Zanim do Gambii przypłynął nasz kontener z klapkami, mieliśmy w Klapcarze kilkaset par, które przywieźliśmy tutaj ze sobą „na kołach” i które teraz rozdajemy na samym początku, a początki są najtrudniejsze. Trochę nie wiemy, jak to robić, bo wszystko jest poligonem. Rok temu było całkiem inaczej: klapki rozdawała jedna osoba i bardziej kameralnie – teraz jest nas czwórka i tysiące par, tysiące par… Godzina po godzinie uczymy się zatem nowego rzemiosła. Najgorzej jest, jak dzieci napierają i nie chcą ustawić się w kolejce. Rozdawanie jest utrudnione, bo co rusz podchodzą nowe osoby, które nie wiedzą, że jest kolejka, że mają się nie pchać, że dla każdego wystarczy, że to klapki, a nie mięso itp. itd.
Co zaskakuje? Chyba najbardziej zaskakują kolory i uśmiechy. Tak nieprawdopodobnych ubiorów próżno szukać w Europie i na każdym innym kontynencie. Kontrast ciemnej karnacji z feerią barw robi na każdym z nas piorunujące wrażenie. Fantazyjne nakrycia głów, chusty, hidżaby, chimary lub zwiewne szajle – wszystko to nadaje nieprawdopodobnego kolorytu. Małe dziewczynki owinięte w pań – to w głowach zostaje na zawsze. No a uśmiechnięte buzie maluchów mówią same za siebie. Często nie możemy wyjść z zachwytu, choć rozdając klapki nie mamy za bardzo czasu i energii, by wszystko zobaczyć i zapamiętać.
W końcu końców odbieramy z warsztatu Klapcara, ale nie jest w pełni sprawny. Płyn cieknie, sprzęgło płytkie, siwy dym idzie z wydechu. Lepiej nie będzie. Oszczędzamy go – czy jednak można w Afryce oszczędzać samochód, gdy tyle wokół kurzu, wilgoci, dziur, wertepów i innych drogowych przeszkód? Nie wiemy, co będzie dalej – ale nie mamy wyjścia. Rozdawanie klapków nie może czekać i klapki same się przecież nie rozdadzą. Robimy kolejne setki kilometrów po Gambii i liczymy na cud. I tak to nam się wszystko przeplata: rozdawanie i naprawy, naprawy i rozdawanie…
Galeria zdjęć:
Zobacz również: